Gdzie jesteś?

Gromadzenie przez korporacje danych o użytkownikach nie jest tajemnicą. Powinniśmy być tego świadomi – korzystanie z sieci daje nam mnóstwo cennych informacji, ale koszty też ponosimy spore. Pół biedy, jeśli nie mamy nic do ukrycia, gorzej, gdy pewne dane chcielibyśmy zachować tylko dla siebie.

Historia lokalizacji Google to aplikacja automatycznie zapisująca zmiany położenia urządzeń mobilnych z systemem Android. Jeśli więc posiadasz smartphone’a z Androidem i jesteś zalogowany na swoje konto w Google, możesz sprawdzić historię swojego położenia w dowolnym czasie. Wystarczy wejść na stronę https://maps.google.com/locationhistory i się zalogować. Twoim oczom ukaże się Twoja codzienna droga do pracy czy szkoły, a także rzadziej pokonywane trasy, z dokładną godziną konkretnej lokalizacji.

Fascynujące, straszne, użyteczne? Pewnie po części każde z tych określeń oddaje nastawienie do, tak czy inaczej, śledzenia użytkowników. Faktem jest, że każdy wyraził na to zgodę podczas klikania ustawień telefonu czy tabletu, nie może więc mieć do Google pretensji. Druga sprawa, że rzadko kto czyta wszelkiego rodzaju regulaminy, uwagi i zastrzeżenia. A może warto poświęcić na to kilka minut by nie być potem zaskoczonym?

location-2

Dobrze jest zostać poinformowanym o szacowanym czasie dojazdu z pracy do domu, z uwzględnieniem korków i pogody. Gorzej jeśli, w skrajnym przypadku, dane pozyskane przez Google miałyby się stać dowodem przeciwko osobie je generującej. Niewykluczona jest sytuacja, w której nauczyciel zażąda ich udostępnienia przez ucznia, który notorycznie nie pojawia się w szkole, albo pracodawca będzie chciał sprawdzić czy pracownik rzeczywiście był u lekarza. Możliwa jest też sytuacja, w której historia miejsc logowania się do sieci może być  dowodem w sprawie rozwodowej czy karnej. Oczywiście, można te dane usunąć lub uniemożliwić ich pobieranie, kto jednak o tym myśli lub jest w ogóle świadomy ich produkowania?

Live-map-RGB

Podobnie jest z korzystaniem z innych usług Google, wystarczy wymienic choćby wyszukiwarkę czy Gmaila. Szukanie określonych fraz i odwiedzanie znalezionych stron jest automatycznie zapamiętywane, „dzięki” czemu dostajemy spersonalizowane reklamy świetnie pasujące do naszych zainteresowań, nawet wyniki wyszukiwania są dopasowywane do naszych wcześniej wpisywanych fraz. Ma to pomagać użytkownikom, pomaga jednak w większej mierze reklamodawcom. Podobnie jak monitoring poczty w Gmailu, przesyłana między ludźmi treść ma wpływ na rodzaj dopasowywanych do nich potem reklam.

Niby nic takiego, może to i mała cena za darmowe korzystanie z mnóstwa użytecznych aplikacji. Szczególnie, że wiele osób udostępnia swoje dane celowo, np. za pośrednictwem aplikacji Endomondo, która monitoruje trasy (i inne dane) wykonanych treningów. Dzielimy się tak naprawdę wszystkim – słuchaną muzyką, przeczytanymi artykułami, obejrzanymi filmami i czymkolwiek jeszcze się da. Lepiej chyba zachować umiar, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku.