Jak płacą w Social Media?

Same media społecznościowe są dość młode, branża wokół nich jeszcze młodsza. Nie wszyscy do końca wiedzą o co w tym chodzi i ile się zarabia. Wyborcza publikuje więc od wczoraj cykl na ten temat, który budzi wiele kontrowersji.

Jego podstawą jest lista płac na poszczególnych stanowiskach związanych z obsługą firm w social media. Wywołała ona prawdziwą burzę, głównie wśród samych zainteresowanych, czyli osób pracujących w branży. I trudno się dziwić. Lista nie powstała w efekcie badań sondażowych na określonej próbie ludzi, nie jest reprezentatywna. To po prostu zbiór wypowiedzi pojedynczych osób, które miały lub mają styczność z prowadzeniem fanpage’y lub blogowaniem (bo właściwie do tego SM zostały zawężone).

asas

Nie wiem co może być ciekawego w informacji, że ktoś prowadzi fanpage zaprzyjaźnionej firmy za darmo a kto inny pracuje na etacie za 2000zł netto. Świetnie, tylko co z tego? Kto jest odbiorcą tego cyklu? Na pewno nie ludzie z branży, co widać w sieci – kpinom i krytyce nie ma końca. Ludzie spoza SM? „Dzięki” GW niczego sensownego się nie dowiedzą. Chciałem napisać, że wyrobią sobie o SM zdanie, ale nawet na to nie ma szans, bo teksty GW się do tego nie nadają.

Wczorajaszy artykuł dotyczył ogółu branży, dzisiaj czytamy o elicie. Już użycie tego wyrazu jest wysoce ryzykowne. Kto jest elitą? Jak to zmierzyć, tylko zarobkami? Przejmujący brak realizmu. Do tego narażenie się na falę hejtu ze strony tych, którzy do owej elity nie należą lub nie darzą jej sympatią.  Ciekawe co przeczytamy jutro, jakie rewelacje.

baby-84626

A można było to zrobić z głową by rzeczywiście przybliżyć branżę ludziom spoza niej. By social media zyskały rangę, na którą zasługują. Zamiast rzucać kwotami można było zrobić wywiad z jednym człowiekiem, który wyjaśniłby istotę SM, powiedział z czym to się je i skąd ich popularność. Takich ludzi znaleźć można bardzo łatwo. Można było przedstawić poszczególne serwisy i ich specyfikę, wykorzystanie, case’y. A kwoty można było podać orientacyjne, podane przez ludzi z nazwiskami, nie przez anonimy, o których nie wiadomo, czy w ogóle istnieją.

Na tym polega działanie w SM. Na wartościowej treści. Content is king. Widać tej lekcji autorzy artykułu nie odrobili. Wskutek ich tekstów laicy będą nadal myśleć, że w mediach społecznościowych zarabia się krocie na wrzucaniu na strony kradzionych zdjęć kotków a resztę czasu spędza się na chacie ze znajomymi. Jeśli teksty na tematy, o których nie mam pojęcia, wyglądają tak samo, to czuję, że po lekturze nie mam o nich pojęcia jeszcze bardziej.